wtorek, 25 czerwca 2013

Posted by Unknown |
Jeśli ktokolwiek myśli, że skarbnik w hufcu zbija bąki, to chętnie zamienię się z nim na funkcje. Tak pokrótce można streścić gehennę jaką przechodzę. Zadanie niby proste. Przygotować sprawozdanie finansowe z akcji, której było się organizatorem. Skoro samemu opracowałem projekt, przebrnąłem przez gąszcz tabelek finansowych w momencie składania wniosku, to rozliczenie powinno nie sprawić mi większych problemów. O jakież to mylne myślenie. Przy rozliczeniu tabelek robi się jeszcze więcej niż na starcie. Do tego każda faktura musi być odpowiednio zaksięgowana, opisana itp. W natłoku różnych dodatkowych zajęć, okazuje się nagle, że zaczyna brakować czasu aby to odpowiednio i właściwie zrobić. Oczywiście głupi ja w okresie sprawozdawczym zgodziłem się na bycie księgowym obozu, a więc sam sobie dołożyłem roboty. I jak to bywa, jak się chwyci kilka srok za ogon, to źle się dzieje.

Sprawozdanie pisałem nawet właściwie, doświadczenie zeszłoroczne pozwoliło mi nieco szybciej wykonać podstawowe czynności związane z tą pracą. Niestety organizacja obozu odciągnęła moją uwagę. Zacząłem latać i załatwiać multum spraw, a sprawozdanie cierpliwie na mnie czekało, gdy tu nagle okazało się, że termin "ZERO" wzywa mnie do Urzędu Miejskiego, a ja jestem w lesie. Na szczęście Opatrzność czuwa. Przez przypadek dzięki wizycie u dawnej Druhny Komendantki w wyniku luźnej rozmowy, padło zdanie: "No nasz poprzednik skarbnik to był na tyle dobry, że zawsze pamiętał o terminach". To ono obudziło we mnie podejrzliwość mojej niekompetencji. Szybki nurek do domu i spojrzenie na termin umowy wywołało na mojej twarzy przerażenie. Termin rozliczenia za 2 dni.

Nie było wyjścia, wszystkie dokumenty wylądowały ze mną na obozie. Nocki zarwane, no bo jak. W dzień musiałem wykonywać normalne obowiązki obozowe, z ranka jeszcze praca w firmie, jedynie noc była wolna. Na szczęście działanie pod presją jest dla mnie niesamowitą mobilizacją, a obecność pod ręką komendanta i jego pieczątki szybko pozwoliła pouzupełniać powstałe braki.
Fot. Drużyny z Nowej Soli i Drezdenka w asyście organizatorów (programowo-organizacyjnie PARALAKSA udała się wyśmienici; moja kadra ogarnęła temat właściwie, wszystko dopięto na ostatni guzik, a impreza pozostawiła wiele pozytywnych wspomnień; moi harcerze i harcerki spisali się na medal).

Dzięki instrukcją ze szkoleń chorągwianych i doświadczeniu z pracy rozliczenie wypełniło się super szybko. Na ostatnią chwilę wpadłem do Urzędu Miejskiego i tak PARALAKSA II znalazła swój szczęśliwy finał. Tylko ja jak zwykle straciłem na to wszystko za dużo nerwów i energii. Wniosek prosty: na wszystko musi być znaleziony odpowiedni czas i potrzeba systematyczności w tym co się robi. Problem, że nie wiem, jak przy ciągnięciu tylu projektów na raz ogarnąć to należycie. Mam nadzieję, że znajdzie się jakieś rozwiązanie.

W związku z takimi komplikacjami w mojej pracy postanowiłem zajrzeć do "Systemu pracy z kadrą" (załącznik do Uchwały nr 18/XXXVI Rady Naczelnej ZHP z dn. 27 czerwca 2010 r.) w której przeczytałem:
Przełożony odpowiada za motywowanie kadry, którą kieruje, a kadra wpływa na motywację przełożonego. Źródła motywacji są różne i zawsze są zindywidualizowane. Motywację można podzielić na:
1) wewnętrzną - naturalną i najsilniej mobilizującą do działania, wynikającą z poczucia realizacji w harcerstwie ważnych celów i zadań, wspólnego systemu wartości, poczucia wspólnoty i spójności idei harcerskiej i praktyki codziennego działania,
2) zewnętrzną - wynikającą z warunków, w których działa kadra. Motywacja zewnętrzna ma mocny wpływ na motywację wewnętrzną. Zadaniem każdego przełożonego jest stworzenie takich warunków do pracy innych instruktorów, by nieustająco pobudzać ich chęć
do działania i zadowolenie z pełnionej służby.

W moim przypadku mobilizacja od strony przełożonego nie była bezpośrednia, ponieważ Druh Komendant ufa mi jeśli chodzi o kwestie finansowe hufca, w tym rozliczanie projektów. Dużą rolę odegrała wpierw motywacja zewnętrzna, czyli presja czasu, a potem w znaczącym stopniu motywacja wewnętrzna. I to mnie zastanawia. Pracujemy w ZHP wolontariacko. Większość rzeczy robimy dla dobra ogółu, czyniąc to z wewnętrznego przekonania. Do tej pory umykało to mojej uwadze, było wręcz naturalnością, ale wkrótce analiza tego faktu i wytężona obserwacja innych członków ZHP, stała się dla mnie kierunkiem badania siebie i innych, niestety przynosząc coraz to większe wątpliwości swojej harcerskiej służby. Ale o tym wkrótce i powoli...

0 komentarze:

Prześlij komentarz