środa, 31 lipca 2013

Posted by Unknown |
"Płonie ognisko w lesie, wiatr smętną piosnkę niesie,
przy ogniu zaś drużyna gawędę rozpoczyna".
Harcerska Akcja Letnia to czas obozowania w lesie, podsumowania harcerskiego roku, który właśnie się kończy, a przede wszystkim czas wspólnego obcowania z przyrodą i harcerską przygodą. To okazja, aby wspólnie ze swoją drużyna podczas obozowego ogniska wsłuchać się w gawędę prowadzącego, zreflektować swoją roczną pracę i zmotywować się do dalszego działania. Obóz to także wypoczynek, zabawa i poznawanie nowych osobowości. Tak w skrócie można by zamknąć temat HAL, ale po co iść na skróty?
hal 6
Witajcie w wiosce indiańskie HACIOKA, gdzie honor, duma, przyjaźń i braterstwo są podstawowymi wartościami każdego członka plemienia. Tylko tutaj harcerze, zuchy i wędrownicy na wakacyjny okres poniekąd odkładają swoje mundury, aby we wspólnej zabawie w Indian poznać ich kulturę, obyczaje, systemy wartości oraz sposób wspólnego egzystowania. Wkraczając na teren naszego obozowiska musisz zdawać sobie z tego sprawę. Musisz stanąć przed całym plemieniem i udowodnić mu, że jesteś jednym z nas. Pokaż nam, że jesteś godnym nosić nasze barwy.
hal 17Te dwa tygodnie spędzone nad jez. Lubowo pozwoliły każdemu z nas nieco wypocząć, ale ponadto popracować nad sobą, zdobyć nowe sprawności, uroczyście zamknąć próby na stopnie, wykazać się wobec innych i poznać historię amerykańskich plemion indiańskich. To był czas pracy, refleksji, zabawy, kompromisów i niespodziewanych "wpadek". Jednym słowem harcerski obóz.
hal 10

hal 15Komenda Hufca już po raz drugi jest organizatorem obozu nad jez. Lubowo. W tym roku do organizacji obozu zaproszono 1 Strzelecki Szczep Harcerski "Czarna Jedynka", który przy współudziale całego grona instruktorskiego hufca przygotował dla obozowiczów obóz z fabułą indiańską. Dzieci miały możliwość zatem nie tylko popracować metodą harcerską i zuchową, ale również zaznajomić się z obyczajami i tradycjami ludów Ameryki Północnej. Efektem tego były przygotowane przez nich totemy oraz obozowy totem i brama, wybór nazw plemiennych, stworzone legendy swoich klanów, przepiękne pióropusze oraz rozwój oparty na mądrościach wodzów Apaczów. Postawiony na krańcu obozu pal tortów, był nieodzownym elementem witania "Bladych Twarzy" - gości przybywających z wizytą. Zwołany cały obóz "torturował" nie jednego rodzica i instruktora (gilgocząc piórkami i malując im twarze). Nikt nie uniknął oficjalnego przywitania, nawet członkowie Chorągwianej Komisji Rewizyjnej, której przewodnicząca wykazała się "wielką" odpornością na nasze usilne chęci rozłaskotania jej. 
hal 11

W programie obozu znalazło się dużo ciekawych form pracy harcerskich. Codziennie odbywały się dwa apele z honorowym wciągnięciem i opuszczeniem flagi państwowej. Rytm pracy obozu wyznaczały sygnałówki. Dzieci pełniły służby wartownicze oraz kuchenne. Rewidowano porządki w namiotach. Nauczono się wiele piosenek i pląsów, a samo śpiewogranie stało się stałym elementem dnia. Istniejące koło pojedniania, było już nie tylko miejscem rozwiązywania sporów, które naprawdę miało magiczną moc pojednywania, ale również centrum obozowych zajęć i spotkań. Dzięki komendantowi obozu mieliśmy możliwość uczestniczenia w harcerskiej mszy polowej nad jeziorem, prowadzonej przez kapelana harcerskiego, a działającej Radzie Obozu, która prowadziła przez cały czas obozu próbę na stopnie i sprawności, zdobywania nowych umiejętności i szkolenia technik harcerskich. Tegorocznym hitem okazały się sprawności puszczańskie, które nie tylko realizowała 8 SDH "Desant" podczas swojej surwiwalowej 24-h wyprawy w las (podczas której zbudowano szałasy, smażono żabki, gotowano ziołową herbatę w polowych warunkach, zbierano runo leśne i podziwiano wschód słońca nad jeziorem z dala od ludzkiej cywilizacji), ale także inni harcerze będący na obozie. To jednak nie wszystko!
hal 7W programie znalazły się również szkolenia z radiostacji, liczne biegi patrolowe, gry terenowe.  Wielką radość uczestnikom sprawiła gra zwana "Walka o dżem", która odbyła się w dwóch pionach, zarówno harcerskim i zuchowym. Nie zabrakło również gry o flagi, która oprócz zabawy i rywalizacji, przy okazji nauczyła naszych harcerzy odpowiedzialności za najmłodszych. Podczas obozu oczywiście troszkę powędrowaliśmy, bo ileż można siedzieć w jednym miejscu, skoro dookoła aż tyle atrakcji, a poza tym trzeba uzupełnić zapasy. Podchody zapoznały nas z terenem, a komendant obozu zaprosił nas na wycieczkę do Rąpina i Lubiatowa (sklepikarze są nadal szczęśliwi z tego powodu). Podczas drugiej wycieczki nasi wędrownicy z 8 SDW "Paradrop" przeprowadzili grę medyczną, w trakcie symulując różne przypadki i pozwalając uczestnikom przetestować swoje umiejętności ratownicze. Oczywiście w ZHP nawet zuch wie co zrobić, gdy komuś skąd inąd zacznie lecieć krew z nosa... a bandażowanie ręki to przecież pikuś dla harcerza :)

hal 2

A że obozowaliśmy nad jeziorkiem, to jak tu nie wspomnieć o największej atrakcji wakacji - naszym kochanym jeziorku. Dzięki naszemu ratownikowi WOPR każdorazowa kąpiel była niezwykła, ale i bezpieczna. Słońca nam nie brakowało, kapięli nie powiemy, nie było mało. A do tego żagłowka, kajaki i rowerek, czego trzeba więcej? A no może jakieś polowania na złodzieja, co sobie zabiera cudzą własność? Nie no przecież harcerzom nie można nic podwędzić nawet późną porą? Bo od czego jest warta nocna. Nocą to można najwyżej nieświadomym niczego złożyć Przyrzeczenie Harcerskie na które czekało się cały rok :) i tym samym być powodem obudzenia całego obozu, bo CZUWAJ! znaczy być czujnym zawsze i wszędzie, a obrzęd harcerskiego ślubowania nie może być byle jaki, co nie? Dobrze, że przynajmiej instruktorzy dali się odespać nocne harcowania po lesie... ale obóz to w końcu obóz. Tu jest czas na wszystko, nawet na słodkie leniuchowanie... a jedzonko... no tak zapomniałbym... pierwsza klasa. Kucharki oczywiście nie zawiodły naszych podniebień, mimo leśnych warunków, kuchania pierwsze klasa.. zwłaszcza te słodkie podwieczorki.

hal 4
hal 3Kadrę obozu stanowili członkowie naszego hufca, przy małej asyście osób spoza hufca i ZHP, ale dzięki leśnemu koczowaniu w namiotach, wszyscy starali się z całych sił służyć sobie radom. Wielką pomocą w prowadzeniu całego obozu okazali się nasi przyboczni, którzy wywiązali się ze swoich zadań znakomicie. A wystawiony przez nich kabareton zostanie na zawsze w naszej pamięci i brzuchach, które rozbolały nas od śmiechu. Nasi młodzi, przyszli instruktorzy, mieli również możliwość zmierzenia się z zarządzaniem samodzielnie obozem, podczas zielonego dnia. Śmiało można stwierdzić, że za kila lat obóz poprowadzą, jak należy. Tymczasem do grona instruktorów dołączyła nam nowa persona, która w wyniku zamknięcia próby instruktorskiej podczas ostatniej nocy w obecności grona instruktorskiego złożyła zobowiązanie instruktorskiej Witamy przewodniku Bartku w gronie instruktorów ZHP. Tym samym gratulujemy dwóm nowym posiadaczom naramienników wędrowniczych i mamy nadzieję, że wasze wędrowanie, Chińczyku i Nutko, zakończy się kiedyś granatową podkładką pod krzyżem harcerskim.
hal 18
Obóz już za nami. W naszej pamięci pozostaną te wszystkie chwile spędzone przy wieczornych świecowiskach i ogniskach. Szlagier "ŁEMATA" zapewne długo będzie jeszcze nucony przez wielu z nas. Począwszy od chrztu obozowego, aż po ostatnie ognisko mieliśmy okazje zawiązać wielokrotnie krąg przyjaźni i miejmy nadzieję, że przyjaźń będzie owocem tamtych dni spędzonych nad naszym pięknym jeziorem w środku lasu, bo jak przypomniał druh Galant: "Wszyscy harcerze to jedna rodzina. Siała baba mak...". Przed nami kolejny rok harcerskiej pracy, może niektórzy z obecnych na obozie dołączą do naszego grona, a może zobaczymy ich dopiero za rok, na kolejnym obozie? Bo przecież tam choć na chwilę nie mieliśmy zmartwień dnia powszedniego i byliśmy poprostu ze sobą. Grotów i jez. Lubowo pożegnaliśmy już, ale w pamięci każdy z nas może zawsze tam wrócić, by choć na chwilę poczuć ciepło harcerskiego ognia (pomocne w tym mogą się okazać zdjęcia z obozu na naszym profilu facebookowym).Na koniec przywołajmy słowa piosenki, która niech stanie się drogowskazem i zarazem podsumowanie tamtych dni.


REFLEKSJA POOBOZOWA NA TEMAT ZADANIA
I JEGO REALIZACJI


Od strony technicznej organizacja obozu nie należała do najłatwiejszych zadań. Podział obowiązków w kadrze cedował na mnie praktycznie obowiązki księgowego, oboźnego, komendanta programowego i głównego koordynatora działań obozowych. Pragnąc właściwie wykonać te zadania oparłem je na członków mojej komendy szczepu i przybocznych. Niedoświadczenie większości kadry w zadaniach, które otrzymali przerodziło się w zgrzyty. Nie potrzebne nieporozumienia oraz brak oglądu na całość jako cel stały się moją porażką. Po raz pierwszy, mimo oczywistego sukcesu obozu, moja kadra zadała mi poważny cios. Młodzież oraz młodsi instruktorzy w przeciwieństwie do mnie patrzeli na obóz przez pryzmat wyłącznie swojego interesu, a nie jako wspólnego dzieła szczepu i hufca. Przeżyłem załamanie nerwowe, które poważnie wpłynęło na moją psychikę.


Ludzie, którym powierzyłbym własne życie, okazali się brutalni w swoich osądach, a swoim działaniem wpędzili mnie w poczucie winy i zakłopotania. Dwaj moi najpoważniejsi kandydaci na instruktorów odwrócili się do mnie plecami. Ze starsza kadrą zostaliśmy pozostawieni w sytuacjach dramatycznych, zmuszeni samodzielnie poradzić sobie z ogromem pracy kwatermistrzowskiej.

Po raz pierwszy zrozumiałem błąd mojej harcerskiej osobowości. Jako idealista patrzyłem na wielu moich harcerzy przez pryzmat harcerskiej doskonałości. Byłem przekonany o wysokim poziomie ich kultury osobistej oraz takim samym zaangażowaniu w dobro ogółu jak ja. Rzeczywistość okazała się odwrotna. Większość z nich skupiła się wyłącznie na swoich potrzebach. Zabrakło zgrania młodszej kadry z kadrą starszą. Komenda hufca działająca jedynie w trzy osoby nie mogła sama zapewnić prawidłowej organizacji obozu, a postawienie tak dużej odpowiedzialności na członków mojego szczepu było dla nich zabójcze. W wyniku obozu, który w moim zamierzeniu miał być czasem ponownego zgrania się z drużyną, zostałem opuszczony przez moich najwierniejszych druhów. Młodzi nie wytrzymali presji odpowiedzialności. Zamiast rozbudzić w nich harcerską pasję, którą mieli w sobie na początku naszej wspólnej przygody, zniechęciłem ich do siebie. Mój przyboczny po raz pierwszy w życiu złamał mój obraz jego. Zacząłem dostrzegać coś czego wcześniej nie zauważałem.


Jedynie dwóch członków komendy szczepu starało się wykonywać swoje zadania właściwie. Dla jednego obóz był lekcją pokory, drugi podnosił mnie na duchu. Wiara w DESANT została złamana. Jedna z osób komendy szczepu zamiast współdziałać z komendantem szczepu zaczęła tworzyć obozową opozycję przeciw instytucji która reprezentuje. Ogrom presji oraz negatywne nastawienie całego szczepu spowodowało chęć mojej rezygnacji. Komendant hufca nie przyjął jej jednak.

Obóz był bowiem sukcesem hufca. Programowo i organizacyjne wyszedł na plus. Koszty poniosłem ja. Problemy z moją kadrą oraz kwestia, która wyszła na obozie w drużynie wędrowniczej, zaczęły mi spędzać sen z powiek. Moja drużyna zaczęła się ode mnie oddalać. Mój przyboczny przestał cenić mnie jako drużynowego, wszedł na zupełnie inną orbitę rozumowania naszej jednostki. I to jest najbardziej bolesne. Jako instruktor musiałem patrzeć na całość, a jako drużynowy zależy mi na satysfakcji mojej jednostki. DESANT wybrał jednak drogę, pod którą w żadny sposób nie mogę się podpisać. Obraz harcerstwa, który noszę w sercu jest spięty pięknym sloganem: braterstwo. Wierzyłem, że zamknięcie prób ćwika, da moim podopiecznym ten sam kierunek działania w ich służbie. Braterstwo to rozumienie siebie w kontekście wspólnoty. To patrzenie na pryzmat jedności działania i obupólnej pomocy poszczególnych elementów. Do tej pory śniłem, że moja drużyna rozumie sens tego wszystkiego. Po obozie zrozumiałem jednak, że nie wypracowałem w nich poczucia braterstwa. Że dla niektórych ZHP to wciąż jedynie ich prywatna sprawa. To miejsce gdzie mogą się bawić, myśleć wyłącznie o swoich sprawach. A przecież wszyscy wiemy, że to nie tak!


ZHP to droga na której słabsze jednostki spotykając silniejsze korzystają z ich pomocy by się rozwijać. Hufiec to rodzina instruktorów i harcerzy, to dobro nas wszystkich. Prawdziwe harcerstwo wiąże się z umiejętnością porzucenia egoizmu na rzecz innych. To niezwykła droga poprzez młodzika, poznającego Prawo, wywiadowcy szukającego ścieżki do samorozwoju, odkrywcy, który odkrywa piękno braterstwa, ćwika (samarytanki), który w geście samarytańskim pomaga innym osiągnąć szczyty, Harcerza Orlego, który szybuje w kierunku dorosłości oraz Harcerza Rzeczypospolitej, będącego świadomym siebie, swojego Związku i roli w Nim.


Wierzyłem, że wychowałem tych, którzy to rozumieją. Okazało się jednak, że pozostało jeszcze dużo pracy. Nie tylko z DESANTEM, ale i kadrą szczepową oraz innymi drużynami. Mimo wielkiego zniechęcenia musiałem na nowo usłyszeć słowa Zobowiązania, aby przypomnieć sobie swój cel - wychowawca. Wierzę, że mądrość moich dzieci pozwoli im pewnego dnia zrozumieć całą sytuację, może nawet pojawi się w nich słowo: PRZEPRASZAM. Może na nowo spojrzą na mnie jako drużynowego, wartego wysłuchania, który chce im pokazać lepszą drogę bycia człowiekiem. Istotą, która czuję, jest świadoma siebie i innych.

Po obozie musiałem udać się na "pustynię", tzn. wędrówkę w samotność. Jestem introwertykiem. Tam chowam swój ból, żal, refleksję. Musiałem na nowo spojrzeć więc w siebie, zrozumieć co zrobiłem źle, dlaczego moi kochani harcerze wymierzyli we mnie taki cios. Czemu ludzie, których tak kochamy, pomimo faktu, że dajemy im siebie i swoje serce, odwdzięczają się krzywdząc nas.


Ta podróż w głąb przypomniała mi, że nasz punkt widzenia może się różnić od człowieka, który stoi obok. Ja sam dopiero dorastając zacząłem liczyć się ze zdaniem innych, zacząłem patrzeć na jakąś sprawę nie jedynie ze swojego spectrum, ale starając się usłyszeć drugą stronę. Może i moi kiedyś się tego nauczą. Zrozumiałem też, że muszą godzić się z dobrowolnością służby innych. Nie wszyscy dojrzeli do pełnienia swoich zadań, a skoro ich wykonywanie jest odbierane przez nich jako przymuszenie, to nie powinno tak być. Harcerz chętnie podejmuje zadania stawiane mu przez przełożonych, ale musi to być dojrzały harcerz. W przeciwnym razie młodzieniec będzie traktował to jako wykorzystywanie. Jako komendant szczepu musiałem zatem wnikliwie przyjrzeć się na nowo swoim ludziom i odnaleźć te "perełki", tych którzy są dojrzałymi harcerzami, tych którzy chcą iść w tym samym kierunku, dla których Ojczyzna, Nauka i Cnota nie są pustymi hasłami. Nadszedł czas zmian. Czas doboru najwartościowniejszych jednostek gotowych świadomie służyć ZHP i nam. Mam nadzieję, że dzięki temu drużyny szczepowe staną się symbolami prawdziwego harcerstwa, a nie jedynie ludzi noszących mundury.

0 komentarze:

Prześlij komentarz